wtorek, 28 listopada 2017

Czy warto agresywnie walczyć z agresywną optymalizacją podatkową?



Podatki powinny być uczciwe i sprawiedliwe. Pod tym frazesem kryją się dziesiątki różnych koncepcji sprawiedliwości. Jakkolwiek byśmy jej jednak nie rozumieli, unikanie opodatkowania poprzez szereg wyrafinowanych, międzynarodowych konstrukcji podatkowych, przez nieliczną zamożną elitę dość powszechnie traktowane jest jak nadużycie. Tyle, że w tej sprawiedliwości nie powinno chodzić o to jakie podatki są, ale raczej jak działają. Progresywne podatki dochodowe postulowane przez niektóre lewicowe ugrupowania prowadzą do zwiększenia obciążeń średniozamożnych i nie dotykają najbogatszych. W efekcie są niesprawiedliwe. Od wielu lat OECD, Komisja Europejska, poprzednia a osobliwie aktualna władza próbują walczyć z tzw. agresywną optymalizacją podatkową. O jakie pieniądze walczymy i jak nam idzie?
Wczorajsza Gazeta Prawna publikuje najważniejsze tezy raportu „600 Billions and Counting” przygotowanego przez zespół działający przy Uniwersytecie Kopenhaskim. Raport, a właściwie zbiór slajdów daje częściowo odpowiedź na to pytanie. Na str. 40 znajduje się przedrukowany przez DGP slajd pokazujący ile procent wpływów z CIT jest bezpowrotnie traconych ze względu na sztuczne przenoszenie zysków do „rajów podatkowych” unijnych i pozaunijnych. W przypadku Polski jest to ok. 10% (dla porównania w Niemczech jest to ok. 32%). W tym tkwi szkopuł. Zaplanowane na ten rok w budżecie przychody z CIT to raptem ok. 29 mld PLN. 10% z tej kwoty to 2,9 mld. Jeśli (to jeśli jest bardzo ważne o czym niżej) szacunki autorów raportu są trafne, to Polska traci rocznie na „agresywnej optymalizacji podatkowej” nominalnie 2,9 mld w zakresie opodatkowania przedsiębiorstw. To trochę więcej niż 1/10 rocznych wydatków na 500+ i 1/20 szacowanej dziury z tytułu oszustw VAT i 0,7% wydatków budżetowych. Tylko uchwalona w piątek zmiana w zakresie składek polegająca na zniesieniu limitu podstawy ich naliczenia ma przynieść budżetowi rocznie ponad 5 mld zł. Walka z agresywną optymalizacją podatkową jest wyjątkowo trudna (na co zwracają uwagę sami autorzy raportu) i głównie okazuje się być nakierowana na walkę z innymi, wysoko podatkowymi jurysdykcjami. Pochłania ogromne środki na szkolenia, zmiany prawa, renegocjacje umów międzynarodowych, kontrole transgraniczne itp. Tylko w jednym unijnym programie Fiscalis 2020 przeznaczono na ten cel ponad 200 mln EUR. Wszystko po to aby odzyskać owe 2,9 mld zł? Uwiarygodnieniem tej tezy są jak na razie wyjątkowo marne wyniki Ministerstwa Finansów w zakresie uszczelniania CIT-u. Wpływy z tego podatku nominalnie wzrosły, ale w relacji do PKB wydają się stać w miejscu, pomimo zalewającej nas fali nowych przepisów.
Powyższe analizy warto jednak uzupełnić o jedno istotne zastrzeżenie. Szacunki Uniwersytetu Kopenhaskiego oparte są na bardzo silnych założeniach dot. rentowności przedsiębiorstw. Autorzy zakładają bowiem że relacja zysków podatkowych do wynagrodzeń pracowniczych jest (lub raczej powinna być) relatywnie stała. Owa ponadprzeciętna rentowność w niektórych krajach wskazuje ich zdaniem na sztuczne przesuwanie dochodów. Tak jednak być nie musi. Przedsiębiorstwa nowych technologii (Google, Amazon, Apple) mają z założenia ten wskaźnik silnie zakłócony (bardzo wysokie przychody przy niewielkiej liczbie pracowników). Tym samy gospodarki korzystające z, póki co taniej siły roboczej, mogą wykazywać ponadprzeciętny niedobór rentowności. W takim przypadku szacunki dot. Polski mogłyby okazać się zaniżone.