Trudno powiedzieć. Wiele bowiem
zależy od tego gdzie postawimy granicę owych „zbyt niskich podatków”. Dla osób
o bardziej liberalnych przekonaniach wydaje się że wszystko jest OK. Podatki są
bowiem albo proporcjonalne do dochodu (więcej zarabiający płacą nominalnie
więcej) albo nawet progresywne (dwie skale podatkowe 18% i 32% oraz
obowiązująca od tego roku danina solidarnościowa 4% od dochodów powyżej 1 mln
zł rocznie). Jeśli jednak spojrzymy na zagadnienie z punktu widzenia bardziej
utylitarnych koncepcji sprawiedliwości, oraz z punktu widzenia całości obciążeń
daninami publicznymi w relacji do dochodu, to ujawnia się kilka osobliwości,
które wydają się sprzeczne z naszymi sprawiedliwościowymi intuicjami.
Weźmy dwie rodziny polskie,
małżeństwo z dwójką dzieci w tym jedno pełnoletnie (eliminujemy efekt programu
500+). W rodzinie A pracują oboje małżonkowie osiągając dochód brutto łączny w
wys. 155.000 zł, który przekłada się na dochód netto w wys. ok. 108.000 zł.
Posiadają jeden dom mieszkalny w gminie Zielonki pod Krakowem o powierzchni 200
m2, zlokalizowany na działce 700 m2, o wartości ok. 850
tys. zł, oraz dwa samochody (z uwagi na odległość muszą dojeżdżać do pracy
samochodami oraz odwozić dzieci do szkoły). Udaje im się zaoszczędzić ok.
20.000 zł rocznie. Pozostały dochód przeznaczają na konsumpcję w tym ok. 12.000
zł na paliwo. Dochody rodziny B to zysk przedsiębiorcy wynoszący rocznie ok.
1.000.000 zł brutto, co do którego wybrano opodatkowanie płaską stawką 19% PIT.
Firma zarejestrowana jest na jedną osobę (tylko jedna osoba opłaca składki
emerytalno-rentowe). Posiadają tylko jeden luksusowy samochód na wyjazdy
wakacyjne, który rocznie robi ok. 10.000 km (na co dzień poruszają się
taksówkami lub komunikacją miejską). Posiadają luksusowy apartament w centrum
Krakowa o pow. 200 m2 (o wartości ok. 3 mln zł) oraz wakacyjny
apartament w Gdyni – Orłowo (70 m2 o wartości ok. 1 mln zł) jak też
dom w Kasinie Wielkiej w pobliżu stacji narciarskiej wraz z niewielkim
gospodarstwem rolnym (2 ha) o wartości ok. 750 tys. zł. Rocznie na opodatkowaną
VAT-em konsumpcję wydają ok. 240 tys zł.
Poniższa tabela pokazuje poziom ich
obciążeń daninami publicznymi uwzględniający nie tylko podatek dochodowy od
osób fizyczny ale także składki ZUS (których pracownicy najczęściej nie widzą),
podatek VAT ukryty w cenie konsumowanych dóbr, akcyzę w cenie benzyny oraz
podatek od nieruchomości.
Jak widać relacja obciążeń z tytułu
podatku dochodowego do dochodu brutto, wskazuje na proporcjonalnie niższe
obciążenie rodziny niżej uposażonej. W istocie jest ono nieco pozorne, ze
względu na to, że w dochodzie brutto powyżej uwzględnione są składki na
ubezpieczenie społeczne, także stanowiące daninę publiczną. Jeśli jednak
weźmiemy pod uwagę wszystkie pozostałe daniny obciążające obie rodziny, to
widać wyraźnie, że proporcja ta zmienia się istotnie na korzyść rodziny wyżej
uposażonej. Te pozostałe daniny w relacji do dochodu stanowią dla niej bowiem
istotnie mniejsze obciążenie. Szczególnym przypadkiem jest podatek od
nieruchomości, który jako podatek majątkowy winien prowadzić do wyższego
opodatkowania osób posiadających majątek o większej wartości. Przede wszystkim
jednak jego udział w całości obciążeń jest znikomy. Dodatkowo jego konstrukcja
w Polsce odrywa się całkowicie od wartości nieruchomości (opodatkowana jest
tylko powierzchnia). W przypadku zaś gospodarstwa rolnego (choćby nieaktywnego)
podatku od nieruchomości nie płaci się w ogóle, płacąc w jego miejsce podatek
rolny, który w wielu miejscowościach górskich (choćby turystycznych) jest
zerowy z uwagi na kategorię gruntu uprawnego. W efekcie rodzina A posiadając
nieruchomość o wartości 850 tys. zł płaci wyższy podatek z tego tytułu, niż
rodzina B posiadający trzy nieruchomości o łącznej wartości 3,7 mln zł. Dla
tego rozkładu tej daniny nie sposób znaleźć jakiegokolwiek uzasadnienia, poza
historycznym. Drugi szczególny przypadek to VAT i akcyza. Udział tych danin od
konsumpcji jest w obu przypadkach znaczny i w przypadku Rodziny A porównywalny
z podatkiem dochodowym. W przypadku zaś rodziny B jest nominalnie wyższy (bo
wyższy jest jej poziom konsumpcji), ale istotnie niższy w relacji do dochodu
(gdyż rodzina ta konsumuje tylko część swojego dochodu). Z punktu widzenia
konstrukcji tego podatku, można powiedzieć, że nie ma tu nic nadzwyczajnego.
Opodatkowuje on konsumpcję co oznacza, że im ktoś więcej konsumuje tym więcej
go płaci. Jeśli jednak zważymy, że jest on tylko jedną z danin podlegających
redystrybucji i że z punktu widzenia jego udziału w budżecie państwa (ok. 2/3)
jest daniną kluczową, oraz że nie sposób uniknąć pewnej minimalnej konsumpcji,
to dojdziemy do wniosku że istotna część transferów społecznych finansowana
jest przez relatywnie mniej zamożne grupy podatników. Stan ten jednak utrzymuje
się (nie tylko w Polsce, ale i we wszystkich krajach gdzie istnieje system
podatku od wartości dodanej) jako że podatek VAT, ukryty w cenie kupowanych
towarów i usług, nie jest postrzegany jako danina płacona przez konsumenta.
Trzecia różnica to istotnie niższe
zobowiązania z tytułu ZUS w rodzinie B, które są pochodną różnic w obciążeniu
składkami ZUS dochodów pracowniczych i dochodów przedsiębiorcy, powodując
wskazany powyżej klin podatkowy. Tu konieczne są dwie uwagi. Po pierwsze
składki ZUS mają przynajmniej w teorii swój ekwiwalent w postaci świadczeń
emerytalno-rentowych, czy chorobowych.
Czym mniej zatem ktoś ich płaci tym niższe będą te świadczenia. Tyle tylko, że
świadczenia owe są przyszłe i niepewne. System świadczeń emerytalno-rentowych
był tak często modyfikowany, że próba powiązania ewentualnych składek płaconych
przez pracodawców naszych dziadków z ich późniejszymi emeryturami nie ma
żadnego sensu. Po drugie, o ile przedsiębiorca ma możliwość wyboru podstawy
ubezpieczenia i może płacić wyższe składki, o tyle pracownik nie. Danina ta
zatem jest bezwzględnie przymusowa i podobnie jak w przypadku VAT-u, właściwie
niedostrzegalna dla pracownika.
Wyciąganie z powyższego wniosku o
istotnym niedociążeniu rodziny B daninami publicznymi, poza dość oczywistym
przypadkiem podatku od nieruchomości, mogłoby być przedwczesne z uwagi na
wspomniany wyżej efekt behawioralny. W rodzinie B jedynym źródłem przychodów
jest działalność gospodarcza prowadzona przez jednego z małżonków. Wśród
ekonomistów panuje dość powszechna zgoda, że o długookresowym, stabilnym
wzroście dobrobytu mierzonego głównie poprzez PKB decyduje wzrost
przedsiębiorczości oraz idący za nią wzrost inwestycji. Większy dobrobyt
oznacza zatem więcej zasobów, które mogą być przedmiotem ewentualnej
redystrybucji. Zresztą sam wzrost PKB jest silnie skorelowany ze wzrostem
dochodów ludności i nawet jeśli ten wzrost nie jest rozłożony równomiernie, to
bez wątpienia przyczynia się do redukcji poziomu biedy. Stąd też polityka
publiczna powszechnie kreowana jest jako sprzyjająca przedsiębiorczości, w
szczególności sprzyjająca inwestycjom, a w ostatnim okresie głównie inwestycjom
w nowe technologie. Jest to szczególnie istotne w obszarze małych i średnich
przedsiębiorstw, które są najmniej stabilne i dla których bariery wejścia na
rynek są najtrudniejsze do pokonania. Stąd wiele państw tworzy szczególne
instrumenty polityki fiskalnej wspierające te przedsiębiorstwa. Ich oczywistym
efektem ubocznym jest, w przypadku przedsiębiorstw prowadzonych z sukcesem, ich
podatkowe uprzywilejowanie. Jednak całościowe spojrzenie na skutki takiej
polityki musi obejmować również analizę średniej rentowności z zainwestowanego
kapitału oraz liczbę ogłaszanych upadłości. Są one bowiem pewną miarą
podejmowanego przez podatników ryzyka. Odwrotna polityka, skierowana na
równomierne obciążenie działalności gospodarczej i innych źródeł przychodów
stwarza zagrożenie istotnego ograniczenie przedsiębiorczości, działalności
inwestycyjnej i podważenia podstaw długoterminowego, stabilnego wzrostu
gospodarczego.
Osobną kwestią jest obawa przed
ucieczką części bazy podatkowej. Działalność gospodarcza, z
uwagi na zasadę samoobliczania podatku jest szczególnie narażona na ten efekt.
Zwiększanie kosztów prowadzanie działalności gospodarczej, poprzez zwiększanie
danin publicznych prowadzi wprost do zmniejszenia deklarowanych podstaw
opodatkowania. I niekoniecznie musi to być związane z ucieczką do szarej strefy, a tzw. uszczelnianie systemu podatkowego w zakresie podatków dochodowych wykazuje niewielkie efekty, a pociąga za sobą znaczne koszty.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz