W dzisiejszej Gazecie Prawnej znajduje się informacja o planowanej przez
Ministerstwo Finansów akcji informacyjno-edukacyjnej „Z naszych podatków – dla nas”
mającej na celu uświadamianie obywatelom, że wszyscy powinni ponosić ciężary
publiczne i że środki gromadzone w ten sposób, służą wspólnym celom.
Ministerstwo uzasadnia konieczność takiej akcji wynikami badań pokazujących, że co trzeci Polak traktuje płacenie podatków jako
nieprzyjemny obowiązek i nie wie, na co są one przeznaczane. Jak sądzę w tle jest jeszcze jeden problem,
który Ministerstwo podnosi w uzasadnieniu do kolejnych projektów nowelizacji
ustaw podatkowych. W ostatnim okresie bowiem skłonność obywateli do stosowanie
przeróżnych instrumentów tzw. optymalizacji podatkowej wydaje się istotnie
rosnąć. To oczywiście przekłada się na
spadające wpływy do budżetu. Walka zaś z optymalizacją poprzez zmiany prawa
krajowego i międzynarodowego (umowy o unikaniu podwójnego opodatkowania) wydaje
się mało skuteczna. Łatając jedne dziury, kreuje się przy okazji nowe. Idealnie
byłoby zatem, gdyby podatnicy zachcieli z nich nie korzystać dobrowolnie.
Jak to jest z tymi podatkami? Czy
stanowią one li tylko nieprzyjemny obowiązek, czy też w ramach akceptowalnych
systemów etycznych można twierdzić, że ich płacenie jest nakazem moralnym? Wbrew
pozorom jest to istotny problem. Wielu podatników, zwłaszcza tych płacących
wysokie podatki, zadaje sobie to pytanie i dokonuje pewnych osobistych
rozstrzygnięć i racjonalizacji swoich decyzji. Jako prawnik zajmujący się
podatkami oraz filozof również czuję się legitymowany do wypowiedzi w tej
kwestii. W bardzo dużym uproszczeniu można powiedzieć, że kultura europejska kręci
się wokół dwóch źródłowych systemów etycznych: chrześcijańskiego, którego
emanacją jest etyka tomistyczna oraz utylitarystyczego, wywodzonego od Benthama
i Milla, XIX-wiecznych filozofów liberalnych.
Elementy solidaryzmu społecznego i konieczności ponoszenia pewnych
ciężarów na potrzeby dobra wspólnego istnieją w obu tych systemach. Zapewne w etyce chrześcijańskiej ów solidaryzm
jest znacznie silniejszy. Mogą być też one różnie uzasadniane. W etyce
utylitarystycznej dominować będzie przeświadczenie o wzajemnych korzyściach
płynących ze wspólnie subsydiowanego życia społecznego. Oba te systemy będą jednak
zgodne co do podstawowej kwestii: Danina publiczna będzie moralna lub nie
niezależnie od obowiązującego prawa. Ogólnie to oczywiście mamy obowiązek przyczyniać
się do dobra wspólnego, ale w szczegółach niestety tkwi diabeł. Może być bowiem
tak, że prawo stanowić będzie o niesprawiedliwych podatkach i wówczas uzasadnienia
dla moralnego obowiązku ich płacenia należy doszukiwać się gdzieś indziej. Fakt
zniesienia podatku od spadku w tzw. I grupie podatkowej jest takim przykładem.
Podatek ten powszechnie odbierany był jako niesprawiedliwy (a przy tym mało
efektywny budżetowo, co nie pozostało bez wpływu na decyzję o jego zniesieniu).
Czy ci którzy płacili go zanim został zniesiony wykonywali w istocie jakiś
moralny obowiązek? Być może tak, ale był
to raczej obowiązek utrzymywania określonego ładu społecznego (który sam w
sobie może być wartością) i posłuszeństwa wobec legitymowanej władzy. Dorzućmy do tego jeszcze problem efektywności
ściągania danin publicznych, co jest istotnym czynnikiem decydującym o ich
normatywnym kształcie. Innymi słowy to jakie mamy podatki zależy w niewielkim
stopniu od tego na ile one są moralnie uzasadnione, a w większym stopniu od
tego na ile efektywnie można je ściągać. Stąd supremacja podatków pośrednich,
konsumpcyjnych nad dochodowymi i majątkowymi. Koniec końców okazuje się zatem,
że w naszych moralnych obowiązkach podatkowych nie wyjdziemy raczej poza ogólne
stwierdzenia, że jakieś ciężary publiczne trzeba ponosić i że jakiś ład społeczny
jest pożądany. Trochę na wyrost, można
pokusić się o dalsze postulaty, że wysokość tych danin powinna być w jakiś
sposób odniesiona np. do poziomu zamożności (proporcja do dochodów), poziomu
konsumpcji (akcyza na wyroby luksusowe) albo też poziomu wykorzystania infrastruktury
publicznej (podatek od nieruchomości, opłaty postojowe na rzec samorządów). Szczegóły
zaś zawsze reguluje ustawa, a ta niekoniecznie musi być moralnie uzasadniona. Nie
da się zatem z systemów etycznych wywieść normy nakazującej maksymalizację
obciążeń podatkowych. Nie da się także wywieść zakazu stosowania ulg
podatkowych oraz rozwiązań redukujących obciążenia, niezależnie od tego na ile
zostały one przez bezosobowego „ustawodawcę” przewidziane lub nie. Zakładając,
że uznajemy ład społeczny za wartość, nie pozostaje nic innego jak trzymać się
obowiązującego prawa. Trzymanie się tegoż, oznacza jednak jeszcze jeden
postulat moralny. Nie oszukujemy. Czym innym jest wybór optymalnej podatkowo formy
prawnej prowadzenia działalności gospodarczej (spółka komandytowa zamiast
spółki z ograniczoną odpowiedzialnością czy też podatek zryczałtowany zamiast progresywnego),
a czym innym tworzenie na papierze pozornych czynności, które przed organami podatkowymi
sprawić mają wrażenie, jakoby stan faktyczny kreujący obowiązek podatkowy był zgoła
odmienny od rzeczywistego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz